Gala Organizacji Pozarządowych na Brackiej: przemówienia, prezentacje, gratulacje! W ciągu 20 LAT powstało ich… kilkadziesiąt tysięcy! Imponujące! Podobno większość drzemie aktywizując się głownie w zdobywaniu grantów, ale nie aktywizuje społeczeństwa. Tymczasem jest to siła współczesnego świata przeogromna! Mają swoją reprezentacje w ONZ, Są konsultantami organizacji międzynarodowych i prawdę powiedziawszy to one, czyli NGO wykreowały Baraka Obamę!
Z jedną z tych organizacji współpracuję od 40 bez mała lat…Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich to cześć mojego życia. Pamiętam czasy gdy przynależność do Stowarzyszenia była ściśle reglamentowana. Nie tak łatwo otrzymywało się wtedy legitymacje z napisem PRASA. Starania trwały kilka miesięcy a nawet lat : potrzebne była rekomendacje dwóch członkowie wprowadzających, pozytywne opinie redakcji, 2-letni przynajmniej staż kandydacki, no i trzeba się było wykazać konkretna działalnością publicystyczną. DOM DZIENNIKARZA był salonem Warszawy… Jako studentka Uniwersytetu odwiedzałam czasem gmach na Foksal korzystając z biblioteki i archiwum prasowego, które gromadziło gazety regionalne z całej Polski. Studentom pozwalano korzystać ze zbiorów, ale nie wolno im było wchodzić głównym wejściem. Przemykałam się więc od tyłu, kuchennymi schodami wchodząc na III piętro i marzyłam ze przyjdzie dzien., gdy wejdę dumnie główną bramą jako prawowity członek SDP. I tak sie stało za kilka lat….
OCZYWIŚCIE, wiadomo… Dziennikarze w czasach PRL służyli systemowi, otrzymywali dotacje z kasy państwa i mieli różne przywileje. Mizerne to były przywileje, ale zawsze… Pamiętam…. mieliśmy 50% zniżek kolejowych i lotniczych ( za okazaniem legitymacji SDP płaciło się połowę za lot do Gdańska, Wrocławia czy Krakowa ) Były preferencje podatkowe ( tzw. uzysk). Był dodatek do emerytur z powodu uciążliwości pracy, ponieważ specjaliści z Instytutu Medycyny Pracy ustalili ze zawał jest choroba zawodową tej grupy. W 1990 odebrano te dodatki a ci sami mądrale z Instytutu Pracy stwierdzili ze choroby serca nękają dziennikarzy za przyczyną notorycznego pijaństwa a nie nadmiernych stresów! Faktem, jest, ze w tzw. minionych latach władza uwodziła dziennikarzy na różne sposoby często pokazując im nawet gruszki na wierzbie. Wiosną 1981, gdy w kraju już wrzało, aby obłaskawić i przekupić dziennikarską brać partyjni działacze Wydz Prasy KC PZPR spotykali się z zespołami redakcyjnymi i obiecywali ze każdy dziennikarz będzie wkrótce traktowany, jako twórca ze wszystkimi należnymi honorami tej pozycji. Na czym jednak te twórcze przywileje miały polegać nie zdążyłam się dowiedzieć.
Dziennikarze okazali się bowiem nieprzekupni i bardzo niewdzięczni! Tysiące dziennikarzy w całej Polsce przypięło odważnie znaczek „Solidarności” pierwsi relacjonowali to, co się działo w stoczni, byli internowani, prześladowani, wyrzucani z pracy. Pod gilotyną stanu wojennego jako pierwsze padło zbuntowane Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, SDP zostało z hukiem rozwiązane, gmach na Foksal opieczętowany a na pierwszym piętrze zagnieździł się wojskowy komisarz! Ale ciągle nie można było dobić dziennikarzy! Nie chcieli podpisywać lojalek a ci z wilczym biletem organizowali podziemne redakcje, wydawnictwa i nagrania, które dziś są dokumentem dla historyków. Najciekawsze jednak i najbardziej zdumiewające dla historyków jest to, ze Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich znalazło się wówczas w głównym nurcie inicjatorów polskich przemian – jakże odmiennie było w ościennych DemoLudach gdzie podobne organizacje do końca wspierały reżim stojąc niezłomnie w pierwszym szereg tzw frontu ideologicznego.
Minęła dekada… Świat stanął na głowie i nie było już zadanych wątpliwości ze zaczyna się nowa prometejska epoka! Pamiętam niesamowitą radość spotkania dziennikarzy w 1989 w auli Uniwersytetu Warszawskiego, gdy mocą „okrągłego stołu” SDP zostało przywrócone! Z radością zwycięzców rzucaliśmy się sobie w ramiona… Jak feniks z popiołów Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pojawiło się w Polsce na nowo, wyszło tryumfalnie z podziemia powiewając sztandarem wolności!
Zaczęła się nowa epoka… Ale rozczarowali się ci, którzy liczyli na dogrywkę: no, to teraz im pokażemy! Bo wszystko było pod górę. Okazało się, ze środowisko jest bardzo podzielone: członkowie dwóch wielkich stowarzyszeń - „solidarnościowego SDP i „rządowego SDPRL - nie rozmawiają ze sobą, opluwają się i obrażają. Najbardziej rozczarowani rejestrowali nowe Stowarzyszenia, bo przeciecz nie tak trudno zebrać 15 osób, jako komitet założycielski… Sama założyłam po 1989 parę stowarzyszeń, w tym dziennikarskie…
Podobno tych organizacji dziennikarskich jest obecnie w Polsce ze dwadzieścia wliczając związkowe i syndykaty, Różnią ich opinie i postawy ale jedno wydaje się wspólne: bojownicy Festiwalu Solidarności kontynuowali walkę w charakterze rycerzy dwunastej godziny. A wiec protesty przeciwko rozwiązaniu RSW Prasa, przeciwko zwalnianiu, przeciwko reformowaniu telewizji, protesty, protesty… Protestowano nawet przeciwko temu, co niegdyś było wypisane na sztandarach jako docelowe hasła! Mało, kto tego słuchał. Demokratyczne przemiany jak powodziowa fala w jednej chwili zburzyły dawne struktury.
Kolejne Zarządy SDP nie rozumiały generalnej zmiany statusu i sytuacji! SDP nie jest już beniaminkiem systemu – wprost przeciwnie. Władza nas nie lubi, okazuje wrogość i lekceważenie. Dziennikarze przeszkadzają politykom, bo za bardzo węszą, piszą paszkwile a nie panegiryki i nikt już nie będzie im obecnie życia ułatwiał.!
Są osoby, które podważają zasadność istnienia Stowarzyszenia Dziennikarzy – w ogóle… To prawda, ze dziś nie bardzo wiadomo, kto jest dziennikarzem a kto nim nie jest. Tysiące ludzi pisze dziś w Internecie, uruchamiają blogi, własne gazety i portale, kręcą filmy wydarzeniowe współredagują telewizje, robią nagrania jawne i ukryte i można powiedzieć ze profesja żurnalisty bardzo spowszedniała. Czy jednak prosta obserwacja szycia jest wystarczająca by mianować się dziennikarzem? O jakim dziennikarstwie mówimy – oto jest pytanie! Myślę, ze Ci wszyscy tak pracowicie obecnie opisujący i rejestrujący rzeczywistość świetnie odnajdują się w system komunikacyjnym XXI wieku. Po prostu. I nic więcej… Dziennikarz bowiem to jest ktoś, kto wie więcej i rozumie więcej, kto jest obecny wszędzie gdzie dzieją się dzieje, kto mocno stoi na gruncie praw człowieka, idei sprawiedliwości i postępu. Trzeba mieć charakter aby temu sprostać! Jest to praca trudna, marnie dziś płatna i w zagrożeniu. Dziennikarz stale się komuś naraża: wpływowy polityk ma mu za złe, mafioso biznesu grozi mu odwetem a nawet znajomy z sąsiedniej ulicy przestał się kłaniać bo jest innego zdania… Wśród tysięcy, tysięcy reporterów goniących za tanią sensacją grupa odważnych publicystów i dziennikarzy śledczych zachowała swa godność. To przecież media kreują polityków, inscenizują wydarzenia, wymyślają problemy, stwarzają fakty ( fakty medialne! znak naszych czasów! ) i manipulują nastrojami społecznymi. Są rusztowaniem demokracji, na którym musza się zawiesić pozostałe instytucje obywatelskiego państwa. I bez wątpienia jest to czwarta władza a może w naszych szczególnych warunkach to nawet druga albo i pierwsza! I bez wątpienia jest to czwarta władza a może w naszych szczególnych warunkach to nawet druga albo i pierwsza!
Z drugiej strony Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nie jest obecnie niczym innym jak tylko organizacją NGO, która nie może się puszyć z powodu dawnych zasług, ale powinna przyjąć wyzwanie nowych czasów. Kolejne Zarządy jakby nie mogły tego zrozumieć i okopują się na pozycjach Świętej Trójcy.
Kilka lat minęło zanim dokonało się sprawiedliwe prawo. SDP uzyskało odszkodowanie za prześladowania i odzyskało majątek w postaci pałacyku na Foksal i ziemi nad Wisłą… Było wiele planów uruchomienia tego i owego, ale – niestety – nic z tego nie wyszło… Pieniądze topnieją, trochę poleciało z dymem bankowego kryzysu. Kolejne Walne Zjazdy wybierają kolejne Zarządy, które obradują, zatwierdzają, postulują, reagują za ekscesy medialne i opiniują wydarzenia i nieskończenie radzą nad tym jak podnieść rangę, i społeczną wagę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich…. I jak to w gronie intelektualistów bywa kończy się zazwyczaj na gadaniu, wypisywaniu wniosków i ankiet… Szkoda, ze tak się dzieje! A przeciecz trzeba było złapać wiatr w żagle i zaraz po 1989 wystąpić z programami i projektami na rzecz edukacji obywatelskiej i świadomości medialnej milionów Polaków. Czytelnicy gazet, radiosłuchacze i telewidzowie potrzebowali pomocy, bo zetknęli się z zupełnie inną rola mediów i reklamy, do odbioru, której ćwierć wieku temu nie byli przygotowani.. Setki tysięcy młodych ludzi po studiach weszło do zawodu bez przygotowania i poczucia osobistej odpowiedzialności. Ci młodzi ludzie uważają to za normalne, ze służą tej lub innej opcji politycznej ! Brak im sił i ambicji by wybiec się na niezależność A może nie miał ich, kto nauczyć zawodowej godności?
Podczas mojej wizyty w Danii w 1994 dowiedziałam się od kolegów-dziennikarzy z europejskiej organizacji FIJ że sponsorują ich co bogatsze redakcje, a także instytucje publiczne i prywatne, zainteresowane niezależnością wolnego słowa. Redakcje nie zatrudniają tam nieopierzonych absolwentów. Chętni do tego trudnego zawodu, zanim zmierzą się z materią życia, musza przejść szkolenie w zakresie etyki i odpowiedzialności dziennikarskiej a także naukę zawodowego warsztatu. Właściciele mediów wolą zapłacić za takie szkolenie niż mieć potem kłopoty z żółtodziobem! Takie właśnie szkolenia tradycyjnie organizują zachodnie związki dziennikarzy, które – w większości – maja prawo wystawiania nie tylko certyfikatów ale i licencji zawodowych. Walka pokoleń? A po co? Seniorami nikt nie pomiata - uczą młodych i przekazują im swoje doświadczenia a co młodzi zrobią z życiową wiedza poprzedniego pokolenia to już ich sprawa!
Rozbudowane Biura Prawne zachodnich stowarzyszeń w każdej chwili służą swym członkom rada i pomocą, bo wszędzie na świecie politycy zawłaszczają media i starają się niszczyć odważnych. I są środki na odpór w tej walce, na procesy na skuteczna obronę dziennikarzy.... Fundusze, którymi dysponują europejskie związki dziennikarskie w połowie mniej więcej pochodzą od sponsorów a w połowie z działalności gospodarczej - głównie wydawniczej i edukacyjnej.
Dlaczego moje koleżanki i koledzy z SDP nie maja odwagi by podając podobne inicjatywy? Wielokrotnie się nad tym zastanawiałam, bo i sama miałam doświadczenia Syzyfa? Widzę dwa ważne powody
Po pierwsze: zbytni idealizm, Władze SDP pracują absolutnie społecznie i bardzo dbają, aby nie być posądzonym o wykorzystywanie społecznych funduszy. Ta sytuacja powoduje, ze, gdy na horyzoncie pojawi się sponsor - powstają zaraz podejrzenia, co do czystości jego intencji, Bo jeśli da pieniądze na SDP czy nie będzie to traktowane, jako korupcja? Ale zastanawiam się…Czy można kierować ogólnopolską, wielotysięczną organizacją dziennikarską z doskoku, bez biura wykonawczego, bez zespołu dokumentalistów i nowoczesnych środków łączności? Od biedy tak można (widzimy to właśnie), Ale, po co? Czasy amatorszczyzny już się skończyły!
PO drugie – zmęczenie materiału. Tak, dziennikarze są zmęczeni… Wydaje mi się, ze miedzy moimi znakomitymi kolegami – dziennikarzami jest jakaś dziwna wzajemna nieufność a co za tym nieumiejętność współpracy i niezdolność do kompromisu. Kilka lat temu delegaci Walnego Zjazdu zobowiązali Zarząd do uruchomienia budowy Dziennikarskiego Domu Opieki dla Seniorów – sprawa ważna na dziś i jutro. Akurat wtedy objawiła się ziemia w Wildze i odpowiednie środki były na koncie. Zebrała się grupa entuzjastów, która ofiarnie chciała się tym zając…. Ale w miarę odbywania zebrań zaczęły się. swary, konflikty każdy miał inną koncepcję i nie chciał ustąpić.. Jedni chcieli budować tu a inni gdzie indziej…Chociaż nie padło jeszcze żadne zobowiązanie i żadna złotówka nie została uruchomiona pojawiła się grupa kontrolerów, którzy wygrażali, że jak nie będzie po ich myśli to oni juz wiedzą jak nas ( swoich kolegów!) załatwić!
Przychodzi mi tu do głowy pewna przekorna myśl… Czy dziennikarze nie powinni jako pierwsi przejść szkolenia aby dobrze zrozumieć co to jest demokracja… Istotą demokracji nie jest bowiem walka do upadłego udry na udry ale CONSENSUS. A znaczy to, ze każdy musi trochę ze swojego stanowiska ustąpić by społeczność mogła działać skutecznie i harmonijnie. Dlatego demokracja jest to taki dziwny twór gdzie nikt do końca nie jest zadowolony, bo jedni musza uszanować innych. Jeśli z obu stron nieprzejednani pozostają w konflikcie kończy się ogólną destrukcją!
I tak Domu Seniora Dziennikarza nie ma i nie będzie.
A co będzie? Przyszłość zawsze jest wielka niewiadomą…