Sekretarz Zarządu Głównego – p. Hubert Bekrycht był uprzejmy podzielić się z czytelnikami strony internetowej SDP swoimi elukubracjami na temat Zjazdu Statutowego, jaki odbył się w ostatni weekend w Kazimierzu. Nie podejmuję się prostowania kłamstw w nim zawartych – to zajęcie na miarę trzynastej pracy Herkulesa. Nawet nie odsyłam do tego tekstu, nie oferuję cytatów, bo zestaw kłamstw właśnie, insynuacji, pomówień i zwykłego opluwania sprawiają, że jego powielanie zbliżałoby zbytnio do jego autora … a rynsztok do moich ulubionych miejsc nie należy.
Ten rodzaj twórczości wykracza poza gatunki znane sztuce dziennikarskiej. Podobne może pamiętać starsze pokolenie Polaków. Pojawiały się w „Trybunie Ludu”, „Rzeczywistości”, „Żołnierzu Wolności” i podobnych tytułach w czasach panowania nieboszczki Zjednoczonej Partii Robotniczej. Podobieństwo stylu każe podejrzewać, że dziennikarstwa Sekretarz ZG musiał się uczyć w tamtych czasach albo na tamtych wzorach. Smutne, że Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich rządzą epigoni komunistycznych wazeliniarzy, dla niepoznaki nazywanych wtedy dziennikarzami. Jak pokazują przykłady wazelina wciąż jest produktem w działalności dziennikarskiej przydatnym. Dla niektórych niezbędnym.
Swoją twórczość p. Hubert Bekrycht kończy wierszykiem własnego autorstwa, w jego zamyśle dowcipnym, w rzeczywistości nikczemnie kpiącym z Prezes Honorowej SDP – Krystyny Mokrosińskiej. Wierszyk – podobnie jak wszystko w przypadku p. Bekrychta, wliczając pióro i dowcip – nadzwyczaj ciężki, nie wart przytaczania, ale wart rymowanej odpowiedzi. Więc ja również posłużę się wierszykiem, nie mojego autorstwa, a napisanym przez wybitnego Juliana Tuwima, który idealnie odpowiada na wykwit talentu p. Bekrychta:
Próżnoś repliki się spodziewał.
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet pies cię jebał,
bo to mezalians byłby dla psa.
Zbigniew Rytel