Od przeproszenia Prezes Honorowej Krystyny Mokrosińskiej przez Prezesa Krzysztofa Skowrońskiego rozpoczął się w  Kazimierzu nad Wisłą Sprawozdawczo-Wyborczy Zjazd  Delegatów  Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Przeproszenia naszej Koleżanki domagał się red. Zbigniew Rytel, Prezes Oddziału Warszawskiego SDP od Huberta Bekrychta, autora obrzydliwego tekstu zamieszczonego po Zjeździe Statutowym na stronie SDP. Sekretarz Generalny do obowiązku się nie poczuł.

Później nastąpiły wybory Prezydium Zjazdu i komisji – mandatowo-skrutacyjnej, wyborczej oraz uchwał i wniosków. Jak się już wielokrotnie przekonaliśmy sprawne prowadzenie obrad jest ważne, podobnie,  jak nadzór nad wszystkimi czynnościami i techniczne przeprowadzenie głosowań.

Każde z nich rozpoczyna się od zgłaszania kandydatów, najlepiej sobie z tym poradziła grupa związana z dotychczasowymi władzami SDP. Kolejno wstawały osoby z Zarządu Głównego i z kartki lub z telefonu odczytywały wcześniej przygotowane nazwiska, myląc przy tym personalia, co świadczyło niezbicie o tym, że zgłaszających nawet nie znali kandydatów.

Inne grupy obecne na Sali też próbowały zgłosić swoich kandydatów. Jednak nikomu  spoza grupy bliskiej władzom ustępującym nie udało się wejść do Prezydium i żadnej komisji.

Pożegnanie z władzą

W części sprawozdawczej obrad  najważniejszym punktem było wystąpienie Prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który podsumował cztery dotychczasowe kadencje. Pierwszą z nich uznał za romantyczną, drugą określił jako euforyczną, trzecią – pandemiczną, dla czwartej nie znalazł jeszcze nazwy. Z wystąpienia jednoznacznie wynikało, że Prezes Krzysztof Skowroński w kolejnych wyborach nie będzie kandydował.  

Od skarbnika ZG Aleksandry Tabaczyńskiej dowiedzieliśmy się, jak wyglądały finanse Stowarzyszenia. Zdaniem sporej grupy delegatów sprawozdanie nie zawierało wszystkich danych. O niektóre próbowali pytać w trakcie dyskusji.

Dyskusji warto poświęcić kilka zdań, bo wbrew temu, co napisano na stronie SDP, nie były to ani plotki z magla, ani zarzuty natury politycznej. Próba sprowadzenia konfliktu w Stowarzyszeniu do różnicy poglądów, jest wyjątkowo paskudna. Przede wszystkim dlatego, że nikt z piszących nie ma pojęcia, jakie mamy poglądy, ja i większość moich koleżanek i kolegów. Ponadto, akurat wśród osób, które wystąpiły przeciwko ustępującemu Zarządowi zdecydowana większość ma poglądy konserwatywne. I co z tym nasi adwersarze zrobią?

Znikająca Fundacja i złośliwy strażak

Sprzeciwiamy się działaniom Zarządu SDP, bo nie podoba nam się uwłaszczenie kilkunastu osób na majątku całego Stowarzyszenia, jesteśmy zwolennikami własności prywatnej a nie prywatyzacji Stowarzyszenia. Wielokrotnie zwracaliśmy się z prośbą o informacje finansowe i ich nie dostaliśmy. Jako członkowie SDP założyliśmy kilkanaście lat temu Fundację Solidarności Dziennikarskiej, żeby wspierała seniorów, Fundacja nie przeznaczyła na ten cel ani jednego złotego, a zakupione za duże pieniądze wyposażenie Fundacji zostało niedawno z siedziby na Foksal wyniesione.

W ogóle Dom Dziennikarza pustoszeje. Z trzeciego piętra wyprowadziły się organizacje dziennikarzy i wydawców, od dawna nie ma już kawiarenki, w której mogliśmy się spotkać i porozmawiać. Z całego budynku zniknęły miejsca, gdzie można byłoby przysiąść choćby na chwilę. Na dłuższe pogawędki też nie ma szansy, bo kiedy kończą się spotkania klubowe, czy posiedzenia Zarządu OW, to pogania nas lekko zniecierpliwiony Pan portier. To pokazuje, czyj jest Dom i kto jest w nim mile widziany.

Pytanie o Foksal dotychczasowy Prezes SDP skwitował krótko, że to koszt a nie majątek. Nie skorzystał z okazji, żeby ostatecznie wyjaśnić, na czym polegało porozumienie z reprezentantami byłych właścicieli  działki na Foksal i czym skutkowałaby zablokowana przez Zbigniewa Rytela, Witolda Gadowskiego i kilkoro innych członków ówczesnego Zarządu Głównego transakcja.

W pozostałych sprawach finansowych padały ogólniki. Ponieważ wyniki do chwalenia się raczej nie nadają, więc przewodniczący Komisji Rewizyjnej Janusz Wikowski trzy razy podkreślił, że nie zostały zaciągnięte żadne kredyty ani pożyczki. Trochę zaplątał się mówiąc o sprzedaży Wilgi. W sukurs przewodniczącemu przyszedł prezes Krzysztof Skowroński, opowiadając, że jak do tej transakcji dojdzie, to pieniądze ze sprzedaży będą przeznaczone na wymianę sufitu w Sali obrad Zjazdu, bo jeśli tej inwestycji SDP nie zrobi, to złośliwy strażak nie pozwoli prowadzić działalności.

Na słuchających jakoś nie zrobiły wrażenia informacje z drugiej strony, że majątek w Wildze niszczał, a drewno było kradzione. Nie chcę się nad tym rozwodzić, bo pisaliśmy o tej bulwersującej sprawie wielokrotnie. Z mojego dziennikarskiego doświadczenia wynika, że gdyby zarząd dowolnej firmy tak beztrosko podchodził do majątku, to nie tylko nie dostałby skwitowania, ale jego członkowie szybko straciliby pracę. Gdyby taka sytuacja miała miejsce w administracji, to winowajcy mieliby na głowie NIK. A w SDP, przeciwnie – absolutorium, kwiaty, prezenty i nagroda finansowa.

Depresja demokracji

Budzące zwykle najwięcej emocji wybory prezesa SDP, tym razem były raczej formalnością. Jak słusznie zauważył autor relacji na stronie SDP, red. Jolanta Hajdasz wygrała przytłaczającą liczbą głosów. Wygrała, fakt, bo nie miała kontrkandydata. Od razu zadeklarowała, że będzie nową funkcję łączyła z dotychczasowymi – stanowiskiem dyrektora Centrum Monitorowania Wolności Prasy i szefowaniem Wielkopolskiemu Oddziałowi SDP. Gdyby sprawy naszego Stowarzyszenia nie były tak poważne, to przytoczyłabym w tym miejscu anegdotę o zawiadowcy stacji, który został też naczelnikiem kolei. Zostawmy jednak żarty, bo atmosfera Sali gęstniała.

Jedną z fundamentalnych zmian wprowadzonych w nowy Statucie SDP (najpierw odrzuconym, a następnie uznanym przez KRS) jest uproszczenie metody głosowania, bo – jak wiedzą wszyscy, którzy bywali na Zjazdach SDP onegdaj – wymóg uzyskania kwalifikowanej większości powodował, że wybory bywały żmudne i ciągnęły się długo. Teraz wystarczy zwykła większość. Powinno być prościej i szybciej. Ale nie jest. Nowy system głosowania w połączeniu z wymogami technologii (w głosowaniu elektronicznym na każdego kandydata na każde miejsce mandatowe musieliśmy głosować osobno) okazał się równie żmudny. Do wyłonienia dwunastu członków Zarządu potrzebowaliśmy 102 (sic!) głosowań.  Mnie osobiście zdziwiło, że pierwszego miejsca mandatowego (czy też jak podkreślano) miejsca numer jeden, nie wziął ustępujący Prezes. Potem jednak zorientowałam się, że zorganizowana grupa wyborców głosuje na swoich od góry listy. W efekcie Krzysztof Skowroński znalazł się na miejscu mandatowym numer jedenaście, ale za to z najwyższym wynikiem. 

Po rozpoczęciu serii głosowań nad kandydatami do Komisji Rewizyjnej miałam (o święta naiwności) nadzieję, że przynajmniej w ciele kontrolnym, nadzorującym Zarząd, znajdą się osoby nie związane z grupą sprawującą władzę. Nic z tego. System został nawet udoskonalony, bo kandydatów wybrała pani Prezes, a jej współpracownicy sprawnie rozesłali informację do reszty gwardii. Z założenia mieli to zrobić dyskretnie, ale im to nie wyszło. Kiedy jeden z Delegatów zwrócił pani Jolancie Hajdasz uwagę, na to działanie, stwierdziła, że nie będzie z nim rozmawiała.

W kolejnych wyborach odbyło się po jednej turze głosowania, decydowała liczba głosów i znowu wszystko było jasne, jeszcze zanim przyłożyliśmy kluczyki do pulpitów. W ostatnim tego dnia głosowaniu znowu nie mieliśmy wyboru, bo red. Wojciech Reszczyński był jedynym kandydatem na Rzecznika Dyscyplinarnego naszej organizacji. Jeszcze naszej.

Anatomia klęski

Pisząc „naszej” chwilę się zastanawiam. Chciałabym wierzyć, że Stowarzyszenie należy w takim samym stopniu do działaczy i aktywistów, jak i grupy członków, którzy nie są na Foksal zapraszani, nie uczestniczą w projektach i działaniach, nie korzystają z pomocy, czy wsparcia.

Jednego – przyznam – nie rozumiem, dlaczego tak wiele koleżanek i kolegów nie skorzystało z możliwości zabrania głosu i udziału w wyborach. Przypuszczam, że gdyby więcej warszawskich delegatów przyjechało do Kazimierza, lub gdyby w Statucie wprowadzono możliwość udzielenia pełnomocnictwa, to wyniki wyborów byłyby nieco inne. Następna okazja za cztery lata.

Dorota Bogucka

Tekst  nie jest stanowiskiem Zarządu Oddziału Warszawskiego SDP, zawiera osobiste poglądy autorki.