Mikołaj Juliusz Wachowicz

Dawno temu, bo w artykule z 24 lutego 2018 inaugurującym kadencję OW SDP, Prezes Zbigniew Rytel prosił o sygnały, kiedy i gdzie naszej legitymacja dziennikarska „nie działa”. Jeśli odmówiono informacji lub akredytacji na jej podstawie – będziemy interweniowali, żeby taka sytuacja się już nie powtórzyła – zapowiedział. Już wtedy testowałem siłę naszej legitymacji w praktyce, a po niemal 9 latach zebrałem nieco ciekawych spostrzeżeń.

Na wstępie od razu zaznaczam: nie uważam za nieetyczne korzystania z niej w każdych okolicznościach w celu uzyskiwania zniżek i darmowych wstępów. Jeżeli bowiem nawet nie przygotowuję w danym momencie materiału prasowego, to zazwyczaj robię na bieżąco notatki w postaci prywatnego Dziennika. Z tych powstaje zaś – nieraz po tygodniach, miesiącach albo latach – jakaś forma prozatorska (dziennikarska, naukowa, bądź literacka), a czasami nawet poetycka. Nie zawsze zresztą opublikowanie takiego tekstu wiąże się z otrzymaniem jakiekolwiek honorarium. Nie miałem chyba dotąd okazji korzystać z legitymacji w celu zebrania informacji o działalności jakiegoś podmiotu, aczkolwiek dwukrotnie (bez uprzedzenia, z marszu, w dniu imprezy) otrzymałem akredytację prasową na Łódzki Festiwal Fantastyki „Kapitularz” tudzież na kilka innych wydarzeń krajowych. Często natomiast odwiedzałem miejsca, gdzie obowiązywały bilety wstępu – w Polsce i za granicą.

Tak zwany bilet niefiskalny dostałem w krakowskim Muzeum Narodowym, gdy w październiku 2017 wystawiali „Damę z gronostajem” oraz w gdyńskim Muzeum Emigracji (kwiecień 2018). Ulgowy – w drodze wyjątku w krakowskim Muzeum Żywych Motyli (marzec 2017), a 2 miesiące później – również w gdańskiej Bazylice Mariackiej, która ma status muzeum prywatnego. Muzea radomskie na przełomie lat 2022/23 także dawały gratisowy wstęp dziennikarzom, toteż ostatnio (29 września 2024) przed wejściem na arcyciekawą wystawę „Jacek Malczewski: konteksty” w Muzeum imienia artysty – trochę się zdziwiłem zmianą tej polityki. Ostatecznie jednak dostałem bilet ulgowy, co dobrze świadczy o gospodarzach placówki. Pałac w Nieborowie (będący oddziałem Muzeum Narodowego w Warszawie) w pełni uhonorował moją legitymację w czerwcu zeszłego roku.

Pełny bilet przyszło mi zapłacić w starosądeckim Muzeum Regionalnym (czerwiec 2017), w Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego (Aula Leopoldyńska, Wieża Matematyczna) i w Muzeum Narodowym (Panorama Racławicka)  – czerwiec 2018. A także w Kamieniu Pomorskim – zarówno w prywatnym Muzeum Kamieni (Baszta Skarbów), jak i w skarbcu tudzież w wirydarzu Katedry Kamieńskiej. Królewski Ogród Światła Muzeum Pałacu w Wilanowie w lutym 2018 honorował jeszcze legitymację SDP, jednak w listopadzie 2019 już nie. Podobnie nie wejdę ani za darmo, ani za pół ceny do Ogrodu Botanicznego w Powsinie. W warszawskim Zamku Królewskim (grudzień 2019) usłyszałem, że gdybym wcześniej się umówił i robił reportaż, wszedłbym za darmo. Problem w tym, iż pomysły na reportaż rodzą się nieraz przypadkowo i spontanicznie, więc żurnalista nie powinien być skrępowany takimi warunkami – zwłaszcza zaś osoba, która tak jak ja wykonuje profesję dziennikarską równolegle do stałej pracy. A wtedy każda podróż, każde wyjście nawet, może zaowocować okazją do przygotowania materiału prasowego albo innego rodzaju tekstu. Jeśli jednak zarządcy różnych instytucji będą podchodzić do tego w sposób wyłącznie sformalizowany, uzależniając wstęp od (pełnych) opłat, to w istocie pozbawią się darmowej niemal reklamy, sławy i potencjalnych klientów, których dziennikarski tekst mógłby przyciągnąć. A ponadto mogą umknąć istotne elementy rzeczywistości, które – przez nikogo nie utrwalone i zapomniane – znikną z czasem na zawsze.

Za granicą bywało różnie. W sierpniu 2016 w Finlandii honorowały legitymację zarówno w zamek w Savonlinnie, jak i Muzeum Motoryzacji (nie pamiętam nazwy miejjscowości), choć jest ono prywatne. Tak samo 2 lata później Muzeum Aquincum w Budapeszcie, gdzie przez niemal 6 godzin zgłębiałem różne tajemnice rzymskiego municypium. Za darmo wszedłem też do Schloss Cecilienhof  w Poczdamie 1 czerwca br. Ostatni (lato 2024) objazd po Skandynawii udowodnił, że Szwedzi i Norwegowie szanują naszą pracę. Specjalny bilet dziennikarski wystawiły mi następujące placówki: sztokholmskie Muzeum Statku Vaasa i Muzeum Nordyckie (w tym ostatnim przypadku poproszono jednak o wskazanie medium, dla którego piszę), historyczne muzeum w Starej Uppsali, norweskie Muzeum (Kopalni) Røros, Muzeum Katedry Nidaros w Trondheim i Muzeum Hanzeatyckie w Bergen. Za darmo wszedłem do skansenu w Oslo (Norsk Folkemuseum), chociaż już nie w Sztokholmie. Także Universitetmuseet (sui generis muzeum historii naturalnej) w Bergen kazało mi zapłacić za pełny bilet.

Przeważnie nie honorują legitymacji SDP na południu: przykładowo w sierpniu 2019 w Bonifacio na Korsyce musiałem zapłacić pełny bilet za wstęp na strome Schody Aragońskie, wydrążone w klifie, oraz do Bastionu de l’Etendard, istnego labiryntu korytarzy i kazamatów.

Podsumowując trzeba stwierdzić, że wszelkie instytucje podchodzą do dziennikarzy różnie. Częściej darmowe wstępy fundują placówki państwowe niżeli prywatne, dla których opłaty za bilety są nieraz głównym źródłem utrzymania. Chociaż nie zawsze legitymacja otwierała mi wszystkie drzwi i przestrzenie, nie narzekam, bo i tak sporo bonusów uzyskałem, co w jakimś stopniu przyczyniło się do publikacji iluś tam lepszych i gorszych artykułów. Zamieszczę je pośród innych esejów w książce podróżniczej, nad którą właśnie pracuję.