Owszem, przystojny wódz, ale reszta bardzo słaba i niedozbrojona.
Polska ma dla nich gotowy port wojenny. Gotowy od 80 lat i to w bardzo ważnym miejscu: to wrota na Bałtyk, port leży na czubku Helu, oczywiście od strony zatoki. I co? I „gucio”. Bardzo dogodne z morza wejście. Wystarczająco głębokie dojście i nawet dla dużych korabi. No i oczywiście znakomite dla okrętów podwodnych. Pod koniec dwudziestolecia to myśmy go sami zbudowali. Okazało się, że dla Niemców. Oni po klęsce wrześniowej trzymali tu swoje ubooty.
A my? Nic! Zero zainteresowania wykazuje od kilkudziesięciu lat portem wojennym na Helu (aż jeden hektar wody), jak i w ogóle marynarką wojenną nasza zmieniająca się jak w kalejdoskopie władza.
W 21 punktach – ciekawego zresztą expose przyszłego prezydenta Polski ani słowa nie było o morzu. W dalszym ciągu nasza zagrożona ze wszystkich stron Ojczyzna tyłkiem albo i dupą zwrócona jest ku morzu. Mamy 500 km wybrzeża morskiego, a wiatr od niego ustał po 1989 roku.
Stefanie Żeromski, wstań z Powązek, gdzie na grobie masz tylko wypisane nazwisko. Nawiedź nocą te władające 38 milionowym krajem szczury lądowe i solidnie ich postrasz. Dlaczego wody się boicie, gamonie!? Przecież morze to wielki skarb narodu. Zapytajcie Węgrów, co by zrobili gdyby je mieli. Moczą się tylko w sadzawce balatońskiej, pływając żabką.
Muzea, pomniki, medale i defilady to tylko kwiatki do kożucha. Owszem, remontuje się stare statki ale nowych okrętów wojennych na przykład, już w ogóle nie mamy.
I przestańcie mówić o grandstaruszku „Orle”, bo to jest od dawna prawdziwe muzeum podwodniactwa.
W czasie mojej ostatniej rozmowy przed laty z czynnym wówczas dowódcą floty usłyszałem:
– Defilada na Skwerze Kościuszki w Gdyni daje mi więcej nowych chętnych do marynarki niż inne zabiegi.
Ale i defilady i przeloty samolotów są teraz coraz skromniejsze. Jeszcze przypływają wielkie żaglowce. Piękne. Ale parady robią na silnikach, nie rozwijając żagli, wzdłuż Kamiennej Góry. Z jej wierzchołka nad redłowską Polanką, którą chcą teraz ukraść developerzy, wystają na morze potężne działa obronne. Umieszczono je tu po wojnie. Miały strzec dostępu tak jak działa Navarony. Jedno już z tych dział spadło! Przez lata nikt nimi się nie interesował. Rządził wtedy w Gdyni wprawdzie „szczurek”, ale najwyraźniej morskim nie był. Teraz rządzi już od kilku miesięcy radczyni prawna. Podgryzają ją konkurenci partyjni, choć przecież dopiero niedawno zasiadła w ratuszu. Biedna kobieta. Ponoć słabo daje sobie radę. Ale przecież ma być równość płci na wszystkich frontach.
W NATO jest jeszcze chłop. Niedawno widziałem z nim wywiad. Przeprowadziła go niewiasta. Młoda. Bardzo to było grzeczne i uśmiechnięte. Tyle, że o niczym.
Port wojenny stojący odłogiem i rozkradziony już ze wszystkiego co się dało (kable, rury) nie istnieje. Nie interesuje najwyraźniej NATO. Choć go niby mają, ale nic z tego nie wynika. W każdym razie ten port wojenny na Helu mógłby być ważną bazą wypadową na Bałtyk (dopłynięcie z Gdyni zajmuje dużo czasu). I to bazą idealną dla okrętów podwodnych, których ruskie jednostki grasują sobie teraz bezkarnie po Bałtyku. Ten port stanowiłby ramę, barierę. Współdziałałby z portem wojennym w Goeteborgu w Szwecji. Nawet odważyłem się i napisałem (po angielsku!) listy w tej sprawie do poprzedniego szefa NATO. Ktoś ponoć w naszej radzie bezpieczeństwa retorycznie się zainteresował. Ponoć. Tym razem do Hagi przyjechało: 45 liderów państw, 90 ministrów i około 8000 delegatów z całego świata. Była uroczysta kolacja (warta chyba połowę kadłuba okrętu) wydana przez Parę Królewską. Ośmiorniczek zabrakło. Jak byłem mały – opowiadała mi mama, mówiłem: Tetu nie boi się wody w morzu. Tetu nie lubi wody w miednicy. I tak chyba mi zostało. Ale śmierdzi – i to bardzo – polityka morska w kraju. Niszczy się teraz to, co zbudowano po wojnie. Targowiczanie skłonni są nadal sprzedać wszystko, co się da! I n a t o ciągle nie ma skutecznej rady.
Stefan Truszczyński
25.06 – to Dzień Marynarza.