Wbrew narracji Zarządu Głównego, Zjazd nie przyjął, bo nie mógł, żadnego projektu Statutu. Projekt, który był procedowany nie jest nowoczesny, a już na pewno nie służy wszystkim członkom SDP. Niewielka grupa delegatów próbowała pokazać, o co tak naprawdę toczy się gra. Została przejechana walcem. Kierujący dziś Stowarzyszeniem uważają, że ani prawo, ani procedury, ani szacunek dla myślących o SDP inaczej, nie mają znaczenia.
Żeby opowiedzieć o tym, co zdarzyło się w Domu Pracy Twórczej 16 marca 2024 r. trzeba się cofnąć do ostatniego dnia Zjazdu wyborczego z 2021 r. Wówczas wybrany na czwartą kadencję prezes Krzysztof Skowroński powiedział, że już wkrótce spotkamy się w tym samym gronie na Zjeździe statutowym. Dla wszystkich było oczywiste, że zgodnie ze Statutem i wieloletnią tradycją, zarówno osoby wybrane na delegatów w oddziałach, jak i te, które prawa delegata nabyły z racji zasiadania we władzach upływającej kadencji, zachowają mandaty.
Rzeczywistość okazała się inna. Zarządowi Głównemu zależało, żeby mandaty zyskali nowo wybrani członkowie władz. Zgodnie z prawem i wieloletnim zwyczajem, zostaliby delegatami dopiero na kolejny Zjazd Wyborczy – kiedy to będą władzą ustępującą. Prowadziłam w tej sprawie długą korespondencję z mec. Michałem Jaszewskim i dyrektor Katarzyną Lipską. Nadaremno. Nie pomógł nawet argument tak oczywisty, jak to, że gdyby przyjąć interpretację ZG, to po głosowaniu na nowy Zarząd, osoby, które do niego nie weszły, a były w poprzednim i z tej racji nie poddały się wyborom, musiałyby opuścić salę, a przynajmniej nie brać udziału w głosowaniu. Kilka razy usłyszeliśmy, że powinniśmy zorganizować wybory uzupełniające. Nie skorzystaliśmy z tej sugestii, a nawet gdybyśmy takie wybory zorganizowali, to wybieralibyśmy kandydatów na wolne miejsca mandatowe. W sprawie bezprawnego pozbawienia praw delegatów dziesięciu osób wypowiedział się również Naczelny Sąd Dziennikarski, który chciał, żeby ostatecznie tę sprawę rozstrzygnął sam Zjazd. Rozwiązanie salomonowe, ale zupełnie nieużyteczne w sytuacji, kiedy z 10 osób pozbawionych praw delegata, do Kazimierza przyjechał tylko Prezes Oddziału Warszawskiego SDP Zbigniew Rytel. Został nawet wpuszczony na salę obrad, z plakietką „Gość” zabierał głos, powtórzył powyższe argumenty, domagał się, żeby w tej i innych sprawach proceduralnych stanowiska przedstawił Przewodniczący Naczelnego Sądu Dziennikarskiego.
Bałagan kompetencyjny
Uprzedzając nieco fakty napiszę w tym miejscu, że w nowym Statucie kompetencje NSD zostały znacznie ograniczone. Być może dlatego, że obecny Przewodniczący, red. Piotr Górski jest jedną z niewielu osób, które znają SDP od podszewki, są na bieżąco z prawem i starają się o przestrzeganie standardów naszej organizacji.
Zderza się niestety w swoich usiłowaniach ze ścianą i kompletnym lekceważeniem przepisów. Wspomnę tylko o kilku przypadkach. Do dziś dnia nie wiadomo, na jakiej podstawie zaczęła działać Komisja Statutowa. Wiadomo, że działała i że przyjęła projekt Statutu. Ale bynajmniej nie ten, nad którym pracowaliśmy w Kazimierzu. Po zakończeniu prac Komisji Statutowej Statut przejęła Komisja Zjazdowa – de facto składająca się z osób zasiadających w prezydium Zarządu Głównego i Wandy Nadobnik, która w poprzedniej kadencji wsławiła się tym, że zagłosował za uchwałą, której nie mogła nawet przeczytać. Komisja Zjazdowa zwróciła się do delegatów (dla pozostałych członków SDP prace nad najważniejszym dokumentem naszej organizacji były tajemnicą) o przesłanie poprawek (z formalnego punku widzenia, te poprawki były wnioskami na Zjazd). Następnie zdarzyło się coś, czego zrozumieć nie sposób, mianowicie Komisja Zjazdowa sama (no może nie całkiem sama, bo wspierana przez mecenasa Jaszewskiego) część poprawek wprowadziła, a część odrzuciła. W Uchwale, która została przekazana delegatom, przeczytaliśmy, że uzasadnienie poznamy na Zjeździe. Jak łatwo się domyślić, w Kazimierzu nikt tymi odrzuconymi poprawkami już się nie zajął. Zjazd, który jako jedyny był władny przyjąć lub odrzucić poprawki, nie miał szansy ich nawet poznać.
Delegaci dostali natomiast, alternatywny wobec projektu ZG, projekt z poprawkami Oddziału Warszawskiego. Niewielką część poprawek udało się nawet omówić. Niestety, sposób procedowania – niedopuszczanie do głosu osób, które miały inne zdanie niż prowadząca obrady, w tym notoryczne odmawianie głosu Piotrowi Górskiemu, komentowanie każdego głosu przeciwnego, znieważanie i obrzucanie błotem, a także rozpowszechnianie kłamstw na temat działalności Zarządu Oddziału Warszawskiego, spowodowało, że większość delegatów nie miała szansy pochylić się nad meritum. Dlatego warto powiedzieć:
O co toczy się gra
Wbrew temu, co czytamy w oficjalnych komunikatach, to nie unowocześnienie organizacji ani uproszczenie procedury wyborów do władz, był zasadniczym powodem przyspieszenia prac i determinacji władz, żeby nowy Statut przyjąć, nawet z pogwałceniem prawa.
Nowy Statut daje członkom Zarządu Głównego i zarządów oddziałów (poprawka Zjazdu) prawo do zarabiania pieniędzy z racji pełnienia funkcji w tych organach. Wprawdzie, jak przekonywał nas jeszcze w maju ubiegłego roku prezes Krzysztof Skowroński, Stowarzyszenie ledwo przędzie i zarabia tyle, żeby pokryć bieżące potrzeby – wynagrodzenia administracji, usługodawców, czynsz – ciągle nie wiadomo (bo to tajemnica), czy opłaty z tego tytułu i z tytułu podatków są wnoszone do kasy miasta.
Można się domyślać, że to właśnie braki w kasie SDP spowodowały odmowę ze strony ZG dofinansowania takich podstawowych i potrzebnych członkom SDP działań, jak wznowienie działalności pośrednictwa pracy, czy reaktywację Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Na marginesie tylko wspomnę, że Oddziałowi Warszawskiemu odmówiono również dofinansowania Zebrania Wyborczego.
Prawda, ZG finansuje kluby twórcze – kilkaset złotych miesięcznie dostają Klub Historyczny i Klub Publicystyki Kulturalnej. Swój własny rachunek bankowy ma Klub Fotografii Prasowej. Teoretycznie pieniądze z tego rachunku powinny być przeznaczane na wystawy zdjęć, to okazało się, że ZG przeznaczył środki na inne cele.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o działalność statutową. Nie wspominam w tym miejscu celowo o działalności Centrum Monitoringu Wolności Mediów, bo wymaga ona odrębnego tekstu.
Wspomnieć natomiast muszę o nieruchomości – były ośrodek wypoczynkowy w Wildze. Sprzedaż Wilgi jest od dawna przygotowywana. Jeśli zostanie sfinalizowana, to na rachunku SDP pojawi się kilka milionów złotych. Będzie z czego płacić wynagrodzenia. Oczekiwałabym również, że wzrosną kwoty przeznaczone na fundusz interwencyjny i procedura przyznawania pomocy będzie wreszcie sprawna i szybka (konkretne rozwiązania proponowaliśmy w projekcie, ale nie zostały delegatom przedstawione).
Członkom już dziękujemy
Jest zatem oczywiste, że na zmianie Statutu zyskają osoby zasiadające w Zarządzie Głównym. Czy zyska całe Stowarzyszenie, tu już sprawa nie jest tak jednoznaczna. Choćby dlatego, że w nowym Statucie nie ma słowa o działalności oddziałów, klubów czy kół. Nie ma też mowy, że jakikolwiek procent dochodów Stowarzyszenia musi być przeznaczony na działalność statutową i dzielony między oddziały (taka poprawka także była wśród propozycji OW SDP). Tym samym SDP traci swój charakter organizacji pozarządowej, a staje się – jak podkreśliła Honorowa Prezes Krystyna Mokrosińska – korporacją. Od korporacji nikt nie oczekuje, że będzie wszystkich traktowała równo.
W SDP już dawno równości nie ma. Tu znowu muszę cofnąć się w czasie do poprzedniej kadencji. Prowadziłam jeszcze wówczas biuro Oddziału Warszawskiego i często przychodzili do mnie dziennikarze, którzy właśnie stracili pracę i poszukiwali jakiegokolwiek zlecenia, choćby za kilkaset złotych. W tym samym czasie za ścianą Zarząd Główny realizował projekty za setki tysięcy i w niewielkim, zamkniętym gronie dzielił zlecenia warte kilkadziesiąt tysięcy złotych dla jednej osoby. Nigdy, żaden z tych projektów nie miał charakteru otwartego. Pamiętając rozpacz ludzi bez środków do życia i widząc, jak zacieśnia się krąg osób czerpiących korzyści z przynależności do SDP, zaproponowaliśmy, żeby w Statucie zapisać możliwość udziału w projektach wszystkich członków, nie tylko wybranych. Niestety ta poprawka nawet nie była omawiana.
Delegaci nie mieli też okazji podyskutować merytorycznie o wielu innych ważnych zmianach. W tym fundamentalnej – zmianie w składzie Zarządu Głównego – polegającej na wprowadzeniu doń obligatoryjnie 6 prezesów największych oddziałów. Ponieważ propozycja wyszła z Warszawy, to uznano, że walczymy o pozycję naszego Prezesa. Nie, my walczymy o demokrację, bo skoro prezesi są wybierani i znają działalność organizacji w jej podstawowych strukturach, to lepiej potrafiliby programować i zarządzać Stowarzyszeniem. Lepiej także w takim znaczeniu, że w interesie wszystkich członków, nie tylko wybranych.
Zaklinanie kworum
Wróćmy na koniec do Kazimierza. Patrząc na salę obrad można było odnieść wrażenie, że sprawy Stowarzyszenia obchodzą coraz mniej członków. W sumie prawa delegatów miało 155 osób, początkowo na Zjazd przybyło mniej niż siedemdziesięciu. Do podejmowania uchwał w sprawie Statutu niezbędnych było 78 głosów. Z każdym upływającym kwadransem nerwowość organizatorów rosła. Jak zaklęcie powtarzano, że chęć przyjazdu zadeklarowało 93 delegatów. Czas mijał, kworum nie było. Niezrażona tym prowadząca obrady rozpoczęła dyskusję nad Statutem i zarządzała nawet głosowania.
Do pracy zabrał się prezes Krzysztof Skowroński, obdzwonił kilka osób i w szczytowym momencie w systemie zarejestrowanych było 80 delegatów. I tu znowu zdarzyło się coś dziwnego. Otóż kiedy po kolejnych bezskutecznych próbach wprowadzenia do dyskusji propozycji OW SDP lub zabrania głosu przez przedstawicieli tej grupy, 4 delegatów oddało urządzenia do głosowania i chciało opuścić zgromadzenie, to okazało się, że osobom z obsługi technicznej nie wolno nikogo z systemu wylogować. Innymi słowy: raz uzyskanego kworum nie oddamy. I to nieważne, że delegaci nie chcą już uczestniczyć w Zjeździe. To, czy w tym czasie odbywało się, czy nie odbywało głosowanie nie miało znaczenia. Mieliśmy prawo wyjść w dowolnej chwili. W głosowaniu nad całym tekstem projektu wzięło udział 63 delegatów.
Przewodnicząca Prezydium Zjazdu, a potem prezes Krzysztof Skowroński odmówili przyjęcia tekstu protestu podpisanego przez ośmioro delegatów (tekst protestu zamieszczamy osobno na stronie). Tekst protestu trafił ostatecznie do Komisji Uchwał i Wniosków i powinien się znaleźć w dokumentach, które trafią do Krajowego Rejestru Sądowego.
W proteście przeciwko zapisom o wynagrodzeniu Zarządu swój mandat oddała Prezes Honorowa Krystyna Mokrosińska. Sekretarz Generalny Hubert Bekrycht napisał o tym wiersz. Jest tylko jeden kłopot – poezja GenSeka jest jeszcze gorsza od jego prozy.
Dorota Bogucka