Popatrzcie na nie. Nie zawsze te wspaniałe, albo choćby przystojne okazują się najmądrzejsze. Ale tępa gęba na pewno dobrze nie rokuje.
A tu pchają się na stołki różne, nawet na pierwszy rzut oka matołki. Buce z nadymanymi gębami. Nawet nie wiadomo, że to tylko geny sprawiły czy wóda dołożyła. Od pękate to i już.
A chciałoby się mieć inteligentne twarze. W przedbiegach nawet pojawiają się takie, ale najwidoczniej przewaga bucowska je wyklucza. Buc oczywiście nie widzi swojej gęby i pcha się zadowolony, że na czoło się dostał. A my biedaki, którzy mamy niewielki wybór, zastanawiamy się, który lepszy, albo który gorszy. I tak to leci. Od wyborów do wyborów.
Dlaczego tak zwani decydenci opóźniają dyskusję społeczną nad wyborami i ludźmi wybieranymi. Jest ci przecież u nas dostatek wykształconych i dobrze wyglądających. Owszem, w telewizjach różnych dużo jest rejwachu i krzyku. Nie ma niestety długich poważnych rozmów z kandydatami. Powinny odbywać się na żywo przed kamerami i powinny być prowadzone przez ludzi, którzy sami mają coś do powiedzenia i nie boją się o tym mówić, a przynajmniej ciekawie zapytać.
Taka długa, spokojna, rzeczowa rozmowa jest naprawdę bardzo, bardzo potrzebna, żeby się dowiedzieć naprawdę kim jest klient wyborczy. Powinna to być rozmowa nawet i dwugodzinna. Pozwoliłaby w znacznym stopniu poznać, pokazać who is who. Kim jest ten wybraniec, co on naprawdę wie, a czego nie, lub udaje, że coś tam łyknął?
Wyłazi potem taki z przylepionym uśmiechem na proscenium i się mizdrzy. Wyborca zerka przez chwilę, bo przecież długo nie będzie się na to gapił i decyduje: ten mi pasuje, a ten nie.
Przebierają nogami sztabowcy i nie wiadomo co myślą, czy w ogóle myślą i myśleć potrafią. Są zawsze bardzo zapracowani i zagonieni. Klepią komunały i ścigają się na pomysły. Na ogół durne. Pamiętamy jak kandydatka na premiera łaziła w pociągu od przedziału do przedziału i oferowała klopsiki. To są tłumy nierobów. Po prostu najgorszy sort, który nic nie potrafi, a więc zostaje politykiem. Wałęsa się to po komitetach doradczych i wygrzewa stołki. A przecież mamy setki tysięcy mądrych ludzi nadających się na doradzanie. Ale tych wodzowie polityczni nie biorą, bo owi im nie kadzą. Zresztą szef powinien słuchać, ale przede wszystkim sam musi dobrze wiedzieć, o co mu chodzi.
A tu plątanina zmiennych pomysłów, niedomyślanych idei i rozwiązań. Gdy to wszystko zebrać do kupy widać, słychać i czuć z czym mamy do czynienia. Nieprzyjemny to zapach. Dezodorant by się przydał albo należałoby się wykąpać. Niekoniecznie w ruskiej bani. Może w skandynawskiej saunie.
Czego się nie nauczyłeś, tego nie naliżesz. Nasiąknięty dobrym pochodzeniem, wychowaniem i twórczo wychowującą szkołą osobowością miażdży trepa. Ale trep – obojętnie lewy czy prawy tego nie rozumie. Ma przy sobie pochlebców począwszy od sypialnego łoża po biuro KC, komitet wyborczy i pełno wazeliniarzy, którzy wciskają mu śliską maź każdym otworem. Buc musi uwierzyć, że jest mądry i piękny i nadaje się. Przyjął propozycję i teraz się męczy. A my męczyć się będziemy przez lata.
Jest nas ponoć w Polsce już tylko 37,5 mln obywateli. To ciągle jeszcze bardzo dużo. Siedzą przed telewizorami i gapią się biernie na cyrk wyborczy. Kandydaci jeżdżą zajadle po kraju i klepią swoje. Nudno, więc idzie się na zebranie wyborcze, bo to w końcu jakaś rozrywka, popatrzeć na tego oglądanego tylko dotychczas na szklanym ekranie. Gada. Oczywiście wszystko to już słyszeliśmy, ale on gada jak perpetum mobile. Potem przyjedzie następny i przedstawiać będzie swoje. W dokładnie takim samym stylu. Nuda. Ale siedzimy bo nie wypada wychodzić. Ple, ple, ple – do znudzenia, przecież to wszystko już się wie.
Czasem trochę się pokłócą kandydaci. Wtedy jest nieco ciekawiej. Ale to nie żadne dyskusje, każdy mówi swoje i nie odpowiada na tezy przeciwnika. Zresztą dominuje przekrzykiwanie i wzajemne niedopuszczanie się do głosu. Żadnej sprawy do końca się nie analizuje. Nie ma też wniosków choćby odmiennych i spornych. Przyjechali, nagadali o sobie, czego to oni nie zrobili. Potem będą opowiadać jak się napracowali. Wysiłek wyborczy. Bohaterowie.
Potem jeszcze obiadek lub kolacyjka i do domu. Kampania byłą długa, ale monotonna. Nie miał kto jej zaprogramować ani poprowadzić. A ty ludu roboczy poczłap koniecznie na wybory, bo jeśli nie, to nie miej pretensji, że wybiorą nie tego co trzeba. Niestety tak właśnie będzie, bo możliwości wyborcze są beznadziejne. Może byłoby lepiej odłożyć wybory o rok, dać jeszcze pomęczyć się Andrzejowi Dudzie i przeprowadzić rzetelną prezentację kandydatów. Tacy w Polsce są, na pewno. I wcale nie trzeba ich szukać ze świecą. Ale ci prawdziwi ludzie, kobiety i mężczyźni, wykształceni z doświadczeniem i tym, że coś w życiu już zrobili unikają partii, bo to nie one powinny decydować, kto ma być kandydatem. Kandydatów powinny wybierać społeczności. Po prostu ludzie zorganizowani lokalnie, a przedstawiać to wszystko powinni dziennikarze nie związani z jakąkolwiek opcją polityczną.
W 1989 roku w czerwcu przedstawiało kandydatów Solidarności niezależne społeczne studio Solidarność. Byli to ludzie, którzy przez uprzednie 8 lat nie pracowali w mediach, ponieważ ich 13 grudnia 1981 roku wyrzucono na pysk i uniemożliwiono potem pracę dziennikarską. Kilkudziesięciu takich dziennikarzy przetrwało pracując w przeróżnych zawodach. Przed wyborami czerwcowymi skrzyknęli się. Było ich w całej Polsce około 80. Zrobili ponad 100 godzin programu i osiągnęli wszystko, co było możliwe, tzn. 30 procent w sejmie i prawie 100 (99 procent) w senacie. Jeden zawodnik nie wiadomo skąd zresztą, wlazł tam, do senatu, okrakiem. Po kilku zresztą latach trafił do więzienia.
A co teraz będzie? Pobijemy się? Zaczniemy się dezawuować i oskarżać, posądzać o fałszerstwa? To wszystko niczemu nie służy, przedłuża tylko agonię Polski, która jest rozdzierana jak w XVIII wieku i też potem pozostanie płacz, zgrzytanie zębów i znowu przyjdzie na walkę krwawą od podstaw.
Stefan Truszczyński 9.05.2025 r.