Zmarł nagle nasz kolega Krzysztof Sapała. Miał zaledwie 49 lat. Odważny, zdolny i bardzo pracowity dziennikarz – publicysta, reporter śledczy związany z wybrzeżem gdańskim a jeszcze bardziej z wybrzeżem i pomorzem środkowym i szczecińskim.
O „swoim” terenie wiedział bardzo dużo bo od prawie 30 lat tam mieszkał, wojażował, „penetrował teren”, odkrywał ludzi i tematy, żył nieustannie „w biegu”, zawsze bardzo angażując się w to co robił.

Bronił pokrzywdzonych, piętnował zło, złodziejstwo, korupcję i nepotyzm. Był w tych tekstach bezkompromisowy.  Owszem, drukowano go w gazetach codziennych i periodykach, ale gdy uparcie kontynuował trudne i niebezpieczne dla reportera tematy – zwierzchnicy prasowi stawali się coraz bardziej ostrożni.

Słyszał wprawdzie: „to świetny materiał, błyskotliwie napisany”, ale kończyło się tylko na współpracy „wolnego strzelca”  z redakcją bez świadczeń i podstawowych gwarancji stałego zatrudnienia. Etaty były nie dla Krzysztofa. Asekuranctwo redaktorów naczelnych bardzo często blokowało działania tego rasowego reportera.

Ostatnio opublikował na naszym portalu  „Sdp.pl” kilka tekstów o tematyce wybrzeżowej ilustrując je wykonanymi przez siebie zdjęciami, a także wywiad z nowym ordynariuszem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej – chętnie współpracującym z dziennikarzami – biskupem Zbigniewem Zielińskim.

Dziś, gdy publicystyka krajowa charakteryzuje się plemiennym podziałem na dwa wrogie obozy dążenie do obiektywizmu, do prawdy, a nie przynależność partyjna opisywanego osobnika  – Krzysztof był wyjątkiem.

Sapała był szczery do bólu. Nie zważał kto słucha, nie owijał w bawełnę. Jasno przedstawiał swoje opinie. Wcale nie były skrajne, choć prawica na pewno była mu bliższa. Mówił o niej głośno, pisał jednoznacznie, nie unikając krytycznych ocen.

Szczecin, miasta, miasteczka, wioski zachodniopomorskiego województwa, Koszalin, Kołobrzeg, Ustka i Darłowo, wreszcie Słupsk, Lębork, Wejherowo – to była jego mała ojczyzna. Tam jeździł, rozmawiał, dyskutował, a potem opisywał tak jak rzeczy się mają. Dobrze wiedział „who is who”, obserwował kłamców i hipokrytów, co innego mówiących z wyborczych podestów, a co innego uprawiających na co dzień, ludzi cynicznych, kpiących sobie ze wszelkich reguł, prawa i przyzwoitości. Dogadujących się po cichu z przeciwnikami politycznymi w imię zasady pecunia non olet. Sapała o tym pisał, więc przekrętacze bardzo go nie lubili i zwalczali zgodnie.

Może oburzą się tym co piszę zarówno prawo jak i lewoskrętni. Ale prawda jest taka, że dobremu, uczciwemu dziennikarzowi, który starał się być niezależnym nikt nie pomógł. Często był bez pracy, ostatnio nawet w znacznym stopniu na utrzymaniu matki.

To już tak jest, że nawet najlepsi dziennikarze, gdy wylecą z pierwszej ligi już doń nie wracają. Zmiany polityczne najmniej boleśnie przechodzą koniunkturalne lizuski. Oni się szybko dostosowują. I dla nich jest łaska pańska.

W stolicy więcej jest możliwości i czym mniejszy ośrodek niezależnym dziennikarzom jest trudniej. Po prostu mały jest tam wybór miejsc pracy. Rządzą bonzowie. A taki partyjny nawet przywódca jeśli trafi w końcu do więzienia to i tak szybko spada na cztery łapy. Swojakowi się pomaga. Byli antagoniści szybko zapominają o sporach gdy jest czas podziału łupu i synekur. Klasa polityczna ma się dobrze od lat. Co prawda nie ma ona nic wspólnego ze słowem klasa. Owszem, ludzie ci potrafią kupować sobie dyplomy na szemranych uczelniach, których namnożyło się co nie miara. Potem swoich zatrudnia się po kumotersku na przykład w dobrze płatnych radach nadzorczych państwowych spółek. „Na krzyż” to znaczy ja dam pracę tobie, a ty mnie lub moim pociotkom. Trzeba jednak do tego mieć jakiś dyplom. Humanitarna uczelnia, nawet niedrogo – pomoże.

Krzysztof Sapała pomagał skrzywdzonym i oszukanym. Bo przejmował się ich losem. W Kołobrzegu zniszczono dorobek życia małżeństwu Rowińskich. Najpierw wskutek zmowy gangsterskiej stracili hotel, dom i wszystko co mieli. Na nic zdały się dramatyczne protesty. Pani Urszula tygodniami nocowała w namiocie. Jesienią i zimą przed bramą wjazdową Ministerstwa Sprawiedliwości. Ministrowie wjeżdżali i wyjeżdżali a ona spała przy minusowych temperaturach na miejskim bruku Alej Ujazdowskich. Nikt nie pomógł. Krzysztof pisał o tym, starał się bronić oszukanych ludzi. Ale nie zdążył ich uratować. Najpierw zmarł małżonek, a potem pani Urszula. Sprawiedliwości nie stało się zadość.

Prasa to żadna władza. Ani trzecia ani nawet piąta. Oszuści się dobrze organizują, skrupułów nie mają. Kradzione tuczy. To smutny wniosek. Białe kołnierzyki biegają po korytarzach sejmowych. Teraz przyszli nowi. Jest jak w ulu. Tropią trutnia. Ale we własnym gronie uzurpujących sobie władzę kontrolerów też mają trutni: kto winien, kto praw? W rozstrzyganiu powinni pomagać dziennikarze. Ale uczciwi i skrupulatni w dochodzeniu do prawdy. Jest w naszym kraju o czym pisać. Ale czasem im także trzeba pomóc. Oczywiście jeżeli są uczciwi, niezależni, bo tylko wtedy są wartościowi i zasługują na miano dziennikarza.

Krzysztof Sapała takim był na pewno.

Pamiętajmy o nim.

Cześć jego pamięci.

20 marca 2024                                 

Stefan Truszczyński