Nasz kolega z Oddziału Warszawskiego SDP Waldemar Biniecki, dziennikarz, wydawca i propagator prasy polonijnej jest tegorocznym laureatem Nagrody im. Macieja Płażyńskiego. Publikujemy informację o nagrodzie oraz wywiad Katarzyny Murawskiej z Waldemarem Binieckim.  

Nagroda im. Macieja Płażyńskiego jest jak dotąd jedyną nagrodą, którą jest honorowana praca dziennikarzy i mediów służących Polonii. Nagroda jest przyznawana co roku za pracę dziennikarską w roku poprzednim, w czterech kategoriach:

  • dziennikarz medium polonijnego
  • dziennikarz krajowy publikujący na tematy polonijne
  • dziennikarz zagraniczny publikujący na temat Polski, Polaków i Polonii
  • redakcja medium polonijnego

Nagrody w każdej z trzech kategorii dziennikarskich stanowią: statuetka oraz nagroda finansowa w wysokości dziesięciu tysięcy złotych,

Patron nagrody – Maciej Płażyński, był działaczem Solidarności. Od sierpnia 1990 r. do lipca 1996 r.  pierwszym niekomunistycznym wojewodą gdańskim.

 Od 1997 roku zasiadał w Sejmie i piastował zaszczytny urząd Marszałka Sejmu III kadencji. Powierzone stanowisko sprawował do końca kadencji.

Od 2005 roku był senatorem i vice marszałkiem Senatu VI kadencji. Od 11 maja 2008 roku do tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. był prezesem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” – stowarzyszenia zajmującego się opieką nad Polonią.

5 czerwca 2012 roku w Muzeum Miasta Gdyni miała miejsce uroczystość podpisania inicjatywy powstania Nagrody im. Macieja Płażyńskiego dla dziennikarzy i mediów służących Polonii.

W roku 2022 laureatem w kategorii dziennikarz medium polonijnego jest redaktor naczelny portalu internetowego KuryerPolski.us Waldemar Biniecki. Jury nagrodziło go za cykl dwujęzycznych publikacji w „Kuryerze Polskim”, dzięki którym polski punkt widzenia dociera do odbiorców nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie.

Kuryer Polski łączy Polonię i Polaków.

Wywiad Katarzyny Murawskiej z redaktorem naczelnym Kuryera Polskiego w Milwaukee – Waldemarem Binieckim.

Katarzyna Murawska: Nagroda Macieja Płażyńskiego dla dziennikarzy i mediów służących Polonii, to jedyne i najbardziej prestiżowe uhonorowanie polonijnego dziennikarstwa. Jak to się stało, że otrzymałeś ją właśnie Ty? Jak zaczęła się Twoja przygoda z dziennikarstwem polonijnym?

Waldemar Biniecki: Można powiedzieć, że wszystko rozpoczęło się w 2012 roku, kiedy przeprowadziliśmy się z Milwaukee do Kansas. W Milwaukee byłem prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej. Z tego ośrodka polonijnego wywodzi się wielu wspaniałych działaczy KPA zasłużonych dla Polski.

KM. Pamiętam Twoją pracę jako prezesa. Wtedy powiedziałeś mi wprost, że powinnam się zapisać się do Kongresu i robić dokładnie to samo, co robili nasi poprzednicy- walczyć o sprawy polskie w USA. Zapisałam się i odtąd już pracowaliśmy razem. Ty starałeś się pokazywać rolę Kongresu, a ja dokumentowałam i utrwalałam pamięć o wybitnych Polakach, ich pracy na emigracji i zasługach dla Polski. Przypomnijmy niektóre z tych dobrych chwil.

W.B. Kiedy przewodziłem KPA w Wisconsin, uczyłem się dużo, poznawałem każdego dnia nowych ludzi. Założyłem stronę internetową i media społecznościowe dla lokalnego KPA. Jeździłem na spotkania do Chicago i już wtedy zauważyłem pewne problemy, które są dzisiaj jądrem mojej publicystyki. Jest to brak strategicznej wizji, brak narzędzi do komunikacji, zajmowanie się sprawami lokalnymi, paniczna ucieczka od polityki, nieumiejętność pracy z mediami i totalny brak sprawczości.

K.M. Pod Twoim przewodnictwem praca Kongresu w Wisconsin nabrała blasku i nowej jakości. Tradycja zaczynała się łączyć z teraźniejszością.

W.B. Po pierwsze, nadaliśmy bezimiennej nagrodzie Dziedzictwa Polskiego imię wielkiego polskiego polityka z Milwaukee, Kongresmena Klemensa Zabłockiego. Udało się nagrodzić amerykańskich oficerów polskiego pochodzenia współpracujących z polskimi żołnierzami w czasie misji wojskowej w Afganistanie i w Iraku, polskimi medalami przyznawanymi przez Prezydenta RP. Jeden z tych oficerów jest już obecnie generałem majorem. Był to rok ciężkiej systematycznej, ale też owocnej pracy.

K.M. Potem z powodów rodzinnych wyjechałeś do Kansas.

W.B. To prawda. Byłem sfrustrowany okolicznościami i adaptacją do nowego miejsca. Próbowałem zakładać KPA w Kansas. Liczyłem na pomoc centrali, ale przeliczyłem się. Napisałem wtedy artykuł „Okiem niepoprawnego optymisty, czyli jak uzdrowić Kongres Polonii Amerykańskiej”. Opublikowałem go w zaprzyjaźnionej „Gwieździe Polarnej”. Potem większość prasy polonijnej prosiła o pozwolenie na przedruki tego artykułu. Odzew był niespodziewany. Niemal przez dwa tygodnie czytelnicy pisali maile albo dzwonili i rozmawialiśmy o problemach, które leżały polskim emigrantom na sercu. Sugerowali, że powinienem o nich napisać.

K.M. Pisałeś więc i co dalej…?  

W.B. Zacząłem wysyłać artykuły do różnych redakcji, ale tylko Tygodnik Solidarność odpowiedział. Jest to jedyne pismo, które zaprasza do współpracy Polaków z zagranicy. Redaktor Cezary Krysztopa zaakceptował mój artykuł i opublikował w Tysolu. Potem był blog i stała rubryka felietonisty. Felietony piszę do dziś i na nich doskonalę swoje rzemiosło.

K.M. Czytam je regularnie i mam wrażenie, że często odbiegają w swoich opiniach od ogólnie przyjętej w Warszawie linii komunikacyjnej.

W.B. Jest to kwestia narracji. Już za sanacji Warszawa próbowała narzucić Polonii swój punkt widzenia. Mój punkt widzenia na sprawy polskie rodzi się na podstawie rzetelnej analizy mediów międzynarodowych, a jego miejscem jest środek Ameryki. Stąd polska polityka wygląda zupełnie inaczej. Tylko ponadpartyjne myślenie może pomóc polskiej racji stanu, reformie armii i reformie państwa. Nie ma już charyzmatycznych przywódców Polonii amerykańskiej ani paryskiej „Kultury”, aby Emigracja mogłaby ustosunkować się do pomysłów, które powstają w głowach polityków w Warszawie. Ktoś to musi robić, a standardy są wysokie.

K.M. Pamiętam, jak przy kubkach herbaty, w moim mieszkaniu w Milwaukee, szukaliśmy pomysłu na komunikację między Polską a Polonią i wtedy narodził się pomysł reaktywowania Kuryera.

W.B. Tak. To było prawie dwa lata temu. Po tym jak stało się jasne, że temat Polonii w Polsce został dokładnie zabetonowany. W Polsce nikt już nie mówi o polonii amerykańskiej. Mam w biblioteczce taką pozycję „We Milwaukee Poles „i właśnie w niej znalazłem informacje, że w 1888 roku Michał Kruszka, emigrant ze Słabomierza koło Żnina założył Kuryer Polski – oficjalnie pierwszą codzienną gazetę w Stanach Zjednoczonych. Powiedział wtedy, dwie dekady przed Romanem Dmowskim, że Kuryer reprezentuje polskie interesy w USA. Ta wiadomość powaliła mnie na kolana. Człowiek ze wsi oddalonej niecałe 50 km od Bydgoszczy, z której ja pochodzę, odniósł taki sukces. Ukoronowaniem jego kariery było zostanie senatorem stanowym w stanie Wisconsin. I w ten sposób dokonaliśmy reaktywacji, ale już dwujęzycznego Kuryera., Dołączył do nas niezwykle utalentowany człowiek                        Andrzej Woźniewicz i to on zaproponował, żeby każdy artykuł miał swoje lustrzane odbicie w języku angielskim. To dla Amerykanów polskiego pochodzenia i dla Polaków na całym świecie możliwość komunikacji i łączności Polaków w kraju i na świecie. Dwujęzyczność i możliwość łączenia Polaków i Polonii na świecie stała się nową misją Kuryera Polskiego.

K.M. Jury nagrodziło Cię „za cykl dwujęzycznych publikacji w Kuryerze Polskim, dzięki którym polski punkt widzenia dociera nie tylko do odbiorców w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie.” (Press Club Polska).

W.B.  Przez ostatnich kilka miesięcy potroiliśmy liczbę zasięgów. Wymaga to dużej ilości czasu i pieniędzy na promocję naszego medium. Zauważyliśmy także liczne komentarze, które pochodzą nie tylko od Polaków czy Amerykanów polskiego pochodzenia, ale od amerykańskich profesjonalistów, którzy również jak my, poszukują w internecie obiektywnych informacji i źródeł. Kuryer Polski powoli staje się wiarygodnym źródłem informacji w amerykańskim internecie. Staramy się, by poziom artykułów był wysoki, poparty materiałami źródłowymi. Piszą do nas profesorowie amerykańskich uniwersytetów, adwokaci, redaktorzy innych mediów oraz inni profesjonaliści. Posiadamy współpracowników z różnych części Stanów Zjednoczonych, Polski, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Australii i innych krajów, w których zamieszkuje Polonia.

K.M. Jaka przyszłość chcielibyście widzieć dla Kuryera?

W.B.  Kuryer nie ma formatu agencji informacyjnej, nie mamy takich ambicji. Chcielibyśmy stać się medium opiniotwórczym, takim, z którego głosem liczyliby się politycy i polskie elity. Chcielibyśmy, aby Kuryer docierał do elit polonijnych i był źródłem inspiracji. Planujemy także otworzyć w Kuryerze dział biznesowy, który by informował o możliwościach po obu stronach Atlantyku. Jak usłyszałem od kolegi: „nikt Wam za Wasz patriotyzm nie zapłaci”, podjąłem natychmiast starania, aby Kuryer skupił się również na biznesie. Ważny będzie kanał, który będzie wspierany przez biznes w Polsce i w Stanach. To będzie istotny ruch w kierunku rozwoju Kuryera.

K.M. Kim jest prywatnie Waldemar Biniecki?

W.B. Jest szczęśliwym mężem i ojcem. Moja żona Susan jest profesorem na Kansas State University. Jest zaangażowana w polskie sprawy i bardzo nas wspiera w projekcie Kuryera. Syn Daniel jest dopiero w liceum, ale podejmuje już pierwsze próby dziennikarskie. Być może w przyszłości będzie kontynuował dzieło Kruszków i nasze. Staramy się zostawić coś po sobie, zrobić coś namacalnego dla Polonii i Polski. To wszystko.

W.B. Na końcu chciałbym serdecznie podziękować kapitule i fundatorom Nagrody im. Macieja Płażyńskiego dla dziennikarzy i mediów służących Polonii, za przyznanie mi, a jednocześnie Kuryerowi Polskiemu z Milwaukee, tej prestiżowej nagrody. Krzysztofowi Gajdzie ze Stowarzyszenia Polaków w Teksasie, a także autorowi Kuryera Polskiego, za zgłoszenie mojej nominacji do konkursu. Teresie Sygnarek, prezes Światowego Stowarzyszenia Mediów Polonijnych, za zgłoszenie nominacji Kuryera Polskiego oraz wszystkim autorom Kuryera – profesorom, adwokatom, redaktorom i innym profesjonalistom – za teksty na najwyższym światowym poziomie. Oddzielne podziękowania należą się współzałożycielom tego projektu, czyli Katarzynie Murawskiej i Andrzejowi Woźniewiczowi.  Bez Was nie byłoby Kuryera.

K. M. Dziękuję za rozmowę. Raz jeszcze gratuluję nagrody. Życzę Kuryerowi i Wszystkim, dzięki którym zaistniał i rozwija się, wielu czytelników i jeszcze wielu prestiżowych nagród.

Rozmawiała Katarzyna Murawska

Fotografia z prywatnego archiwum Waldemara Binieckiego.