Lato, a w Polsce zwłaszcza sierpień, to czas pielgrzymowania. Niezależnie od tego, czy sami wybieramy się na szlak do któregoś z sanktuariów, warto sięgnąć po „Moje Camino. Dziennik uczuć prowadzony w drodze do Santiago de Compostella”. Autora książki poznałam kilka lat temu na planie krótkometrażowego filmu „Spowiedź” w reżyserii Marcina Kwaśnego.

Już po kilkunastu minutach rozmowy wiedziałam, że Zeno Howiacki tym, co mu się w życiu przydarzyło mógłby obdzielić kilku ludzi. Wiele miał i wszystko stracił, błądził, jak sam mówi był na dnie. Ale odnalazł drogę do siebie nowego i do – jak sam pisze – prawie normalnego życia.

O drodze do tytułowego Camino opowiada też jego dziennik. Pisany krótkimi zdaniami oznajmującymi, w stylu reporterskim, w zasadzie bez zbędnych ozdobników oddaje rytm marszu. Ale jest czymś więcej niż zapisem wędrówki. Akcja – jeśli tak można powiedzieć  – toczy się na kilku płaszczyznach. Tej w czasie rzeczywistym, gdy śledzimy zmagania bohatera z ogromnym dystansem i trudnościami codziennego bytowania na szlaku, w odleglejszej przeszłości, gdy Autor doświadczał przemocy i bliższej, gdy najpierw popadał w nałóg alkoholowy, a potem z niego wychodził.

Można powiedzieć, że obie drogi są dla Zena Howiackiego równie ważne, a przy tym, co może zdumiewać, lektura nie jest ani monotonna ani smutna. Przede wszystkim dzięki poczuciu humoru Autora, jego dystansowi do siebie i umiejętności dostrzegania drobiazgów, z których w gruncie rzeczy składa się życie. Zeno lubi gotować i karmić ludzi, którzy właśnie znaleźli się w jego otoczeniu, więc przy czytaniu opisów jedzenia aż ślinka cieknie, nie jest obojętny na kobiece wdzięki, chociaż często pisze także o porozumieniu duchowym lub intelektualnym. Jest ciekawy ludzi i dąży do kontaktu z nimi pomimo bariery językowej czy różnicy kultur.

W tym miejscu ktoś może się zastanawiać – zaraz,  zaraz, a gdzie tu miejsce na duchowość i wiarę? Modlitwa, czy jak Zeno czasem pisze medytacja towarzyszy każdemu przebytemu kilometrowi. Czasem pisze o swoich przeżyciach wprost, innym razem metaforycznie.

Żeby nie było za prosto, to od razu zaznaczę, że nie ze wszystkim, co pisze Autor się zgadzam, nie jestem miłośniczką prozy Paula Coehlo, bo inspirację i przyjemność czerpię akurat z innych lektur, ale to nie ma znaczenia, bo mamy prawo się różnić, ważne żebyśmy tych inspiracji szukali.

Lekturę książki „Moje Camino” polecam szczególnie wszystkim, którzy w obliczu trudności, przeciwności losu, nawet znacznie mniej dramatycznych niż osobiste przeżycia Autora, wątpią w siebie i rezygnują z podjęcia wysiłku. To potężna dawka optymizmu i zachęta do poszukania własnego sposobu na oswojenie lęków i znalezienie równowagi, żeby przeżywać prawdziwie, to co każdego z nas na życiowym szlaku spotka.

Dorota Bogucka

Zeno Howiacki, „Moje   Camino. Dziennik uczuć prowadzony w drodze do Santiago de Compostella”. Ze wstępem Wiktora Osiatyńskiego, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2017, s. 96