Tuż przed tegorocznymi wakacjami wpadła mi w ręce książka naszego nowego Kolegi z Oddziału Warszawskiego SDP – Marka Zielińskiego. Zaintrygował mnie już tytuł „Życie bez złudzeń. Szkice nie-polityczne”. Psychologowie twierdzą, że żyć bez złudzeń niepodobna, a sama żyjąc już trochę, mam wrażenie, że przynajmniej w Polsce wszystko – złudzenia także – mają jakiś polityczny wymiar. Tym więc szybciej, kiedy tylko znalazłam się w mojej beskidzkiej głuszy, zagłębiłam się w lekturę.

 Zbiór tekstów pisanych częściowo jeszcze w PRL, częściowo już po zmianach systemowych, publikowanych w pierwszym i drugim obiegu, w tym także w paryskiej „Kulturze”, a czasem niepublikowanych wcale, wywołał wiele różnych myśli, wprawiając mnie raz w dobry, a niekiedy w ponury nastrój.

Zresztą sam Autor optymistą raczej nie jest. Opisując kolejne rządy w latach 90. Widzi szklankę do połowy pustą – zaniedbania, niedociągnięcia, brak spojrzenia propaństwowego i ponad kadencyjnego. Bardzo trafnie Marek Zieliński diagnozuje podstawową bolączkę polskiego życia politycznego, czyli brak zaufania społecznego. Na każdym poziomie – dodaję już od siebie – koalicjanci nie wierzą sobie, urzędnicy nie mają zaufania do obywateli, a obywatele nie ufają ani jednym ani drugim, co w efekcie znaczy, że Polacy nie ufają swojemu państwu. Autorowi nie wystarcza jednak taka ogólna diagnoza, kiedy wgłębia się i analizuje poszczególne osoby i decyzje władz, zgadzam się z nim już trochę mniej. Punktem odniesienia jest dla mnie nie tylko to, co czytam i oglądam, ale także to, co widziałam na własne oczy – pracując przez osiem lat w gmachu przy Alejach Ujazdowskich w dawnym Urzędzie Rady Ministrów, dzisiaj Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Bogate doświadczenia ma też Marek Zieliński, który ukończył studia na dwóch uczelniach, był dyplomatą i urzędnikiem państwowym. Jest bez wątpienia wnikliwym uczestnikiem i obserwatorem tego, co w Polsce i na świecie się dzieje.

Tym bardziej doceniam odwagę Autora w formułowaniu ocen. Są miejsca, gdzie o dyplomacji mowy nie ma, wręcz przeciwnie – wali prosto z mostu.  Bez wątpienia ma też swoich pozytywnych i negatywnych bohaterów. Ja – i zapewne każdy z czytelników ma ich trochę inny zestaw. I każdy z nas ma do tego prawo. Czasem warto te oceny skonfrontować.  Sama chętnie podyskutuję z Autorem o inwestycjach zagranicznych właścicieli w polskie media we wspomnianych latach 90., bo z perspektywy dziennikarzy i w porównaniu z tym, jak traktowali nas późniejsi rodzimi wydawcy, sprawa nie wygląda tak jednoznacznie, jak pisze Marek Zieliński.

Zaletą książki jest wejście na ten poziom myślenia o polityce, który jest niedostępny współczesnej publicystyce. Redaktor Zieliński jest bez wątpienia wnikliwym uczestnikiem i obserwatorem tego, co w Polsce i na świecie się dzieje.

Autor jest erudytą, swobodnie zestawia ze sobą cytaty literackie, wątki z historii myśli politycznej, wreszcie przywołuje frazy w kilku językach, w wielu przypadkach ich nie tłumacząc. Czy to dowód na zaufanie i wysoką ocenę poziomu wiedzy czytelników? Obawiam się, że kanon informacji, z którymi szkołę kończył autor jest inny niż dzisiejszy. Barierą w odbiorze tekstów, które są z całą pewnością warte przeczytania, jest też miejscami zawiły styl. Bogactwo językowe i wielokrotna złożoność porównań prowadzi do kilku zabawnych wpadek frazeologicznych. Tekstom – zwłaszcza tym, które nie były publikowane – brakuje redaktorskiego oka.

Tradycyjnie też przy kolejnej recenzowanej książce, muszę wytknąć braki edytorskie. Przy takiej obfitości przywoływanych nazwisk, dat i wydarzeń prosiłoby się o indeksy.

Dorota Bogucka

Marek Zieliński, „Życie bez złudzeń. Szkice nie-polityczne”, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2023, s. 342