Tak się złożyło, że tego samego dnia (w czerwcu 2018 r.) dotarły do mnie informacje o śmierci dwóch osób, które wpłynęły na moje postrzeganie świata.

Zacznę od człowieka, którego miałam przyjemność znać osobiście. Druh płk Jerzy Pertkiewicz zmarł w Tarnowie w wieku 92 lat. Żołnierz o pięknej karcie wojennej i powstańczej.

Dla mnie i dla mojego pokolenia tarnowskich harcerzy przede wszystkim organizator zbiórek, obozów (również zagranicznych), co w poprzednim ustroju nie było takie oczywiste. A co może najważniejsze, wzór życia zgodnie z zasadami skautingu. Druh Jerzy własnym przykładem pokazywał, że można pokonać codzienną rutynę, nawyki i słabości. A właściwie nie tyle, można, co trzeba, wypada i warto tak się właśnie zachowywać, kiedy się nosi krzyż na piersi.

Miał niekwestionowany autorytet – w Hufcu i Chorągwi – ujmował spokojem, życzliwością, był sprawiedliwy i pomocny.

A trzeba pamiętać, że to był czas, kiedy dorastającym ludziom trudno było odnaleźć się, gdy rzeczywistość domowa i parafialna rozjeżdżała się z rzeczywistością szkolną i publiczną. Zadawaliśmy te same pytania, a w każdym z miejsc dostawaliśmy inne odpowiedzi. Wówczas ktoś taki, jak druh Pertkiewicz, do kogo można mieć zaufanie, wierny wartościom i potwierdzający słowa czynami, to było ważne. Dobrze, że miałam okazję spotkać Druha Jerzego na swojej drodze.

Drugiej osoby, która odeszła od nas na zawsze – Pani Ireny Szewińskiej nie znałam osobiście. Podziwiałam wraz z milionami Polaków jej talent, pracowitość i niezwykłe wyniki sportowe. Rekordy  – niektóre np. w biegu na 400 m niepokonane do dzisiaj. Pomimo, że zmieniły się technologie, systemy treningowe, a i motywacji naszym lekkoatletkom nie brakuje.

Tym, co sprawia, że o Pani Irenie Szewińskiej trzeba mówić i pamiętać zawsze, jest także to, co robiła już po zakończeniu kariery zawodniczki.

Całym życiem pokazywała prawdę, że sport jest ważny i potrzebny. Działała w Polskim i Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. Ze wzruszeniem i nieskrywaną radością wręczała medale olimpijskie najlepszym sportowcom podczas Igrzysk. Tego akurat na własne oczy zobaczyć nie mogłam. Ale widziałam za to, jak w Centrum Olimpijskim w Warszawie nagradzała najlepszych dziennikarzy, który piszą i robią filmy sportowi poświęcone. Nikt nie miał wątpliwości, że wszystko, co służyło propagowaniu polskich osiągnięć w tej dziedzinie życia było dla niej ważne.

Nie pozostała obojętna również wobec sportu amatorskiego, była między innymi honorową starterką biegu swojego imienia. Piękny wzór do naśladowania!  

Dorota Bogucka